Jak opowiedzieć sensownie o repuserstwie nie używając nazw,
które wywołują jedynie zniechęcenie u niewtajemniczonych?
Tego właśnie nie wiem, ale spróbuję…
Repuserstwem zainteresowałem się poprzez gruzińską czekankę,
która w niegdysiejszym czasie pojawiała się czasami w „Cepelii” i „Desie”.
Zaciekawiły mnie te wschodnie możliwości zdobienia najzwyklejszej blachy,
wykorzystywanej powszechnie jedynie w prymitywny sposób, choćby do zwijania
wiader, czy wyginania banalnych karoserii samochodów.
W czekankach zobaczyłem tę samą „miłość” do materiału, jaką
rzeźbiarz dostrzega w drewnie albo kamieniu… W dodatku w Polsce była to wtedy „pełna
egzotyka”, bo ani przez myśl mi nie przeszło, że myśmy również kiedyś tam tworzyli
w taki sam sposób i to prawdziwie wielkie dzieła…No bo skąd?
A potem była zapewne przerwa na refleksję, aż do momentu kiedy zobaczyłem zdjęcie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej w całym Jej pięknie,
czyli również w nieodłącznej metalowej sukience.
Że zachwyciłem się wówczas, to oczywiste, bo jak się nie
zachwycić Pięknem raz i na wieki? Po czym już nikt /czyli żaden tak zwany
„historyk sztuki”/ nie był w stanie mnie przekonać, że „goła” Matka Boża jest
wspanialszym „dziełem sztuki” niż Ta „niesmacznie ubrana”. „Bez gustu i
ludowo”…
A potem poczytałem sobie o działaniach naszych okupantów w
czasach zaborów, tych co to rozwalali starożytne mury przez wieki chroniące
nasze miasta, jak Kraków czy Przeworsk i rabujących w „imię konieczności”:
złoto, srebro, brąz, a przede wszystkim miedź z naszych kościołów… I zrozumiałem
na czym polega ta lansowana wtedy i później kontynuacja „nowoczesnego smaku”.
Zrozumiałem i całkiem prywatnie już - powróciłem do „egzotyki”
i „złego smaku” , które są dawną normalnością…
O tym powrocie może kiedyś opowiem bliżej, choć już wiele
razy o tym wspominałem.
Co do samego „stukania”, które jest w tytule, to odpowiednio
przyciętą blachę kładę na - jak to się mówi - „odpowiednim podłożu” i stukam po
niej metalowym rylcem, w który uderzam młotkiem, jak na zdjęciu poniżej.
Podłoże stanowi
kilkunastocentymetrowy stabilny złom stalowy, który wyścielam „odpowiednim”
podkładem, zależnym od zamierzonego efektu. Są więc nimi na przykład:
linoleum, guma, drewno albo ołów, kiedy chce się uzyskać ostry kontur wzoru.
Blachę z naniesionym uprzednio rysunkiem odpowiednio się
„opracowuje”, czyli uderza w nią tam, gdzie uderzać się powinno.
Najpierw zarysowuje się kontury rysunku. Punktowymi
uderzeniami albo liniowymi. Na co pozwalają odpowiednie narzędzia wykonane ze
stali: punktaki albo przecinaki.
Trzeba je umiejętnie
prowadzić i w tym ich prowadzeniu streszcza się cała istota „wykuwania”. Ale tę
podstawową umiejętność zdobywa się niestety w miarę upływu czasu.
Po ustaleniu konturów dzieła podwyższa się i opuszcza
rysunek. W tym drugim przypadku najczęściej obniża się tło. Reasumując: stuka
się albo w jedną albo w drugą stronę blachy. „Opuszczenie tła” uzyskuje się
stukając z prawej strony rysunku w pobliżu konturu, a podwyższenie rysunku uderzając
z lewej strony w sam rysunek.
To „walenie” w rysunek odbywa się najczęściej jednak przy
użyciu subtelniejszych narzędzi niż te wcześniejsze,wykonane ze stali. Ja czasami
wykorzystuję wtedy "narządka" wykonane z rogu jelenia…
O cyzelowaniu, szlifowaniu, oksydowaniu, barwieniu i
puncowaniu opowiem w przyszłości.