czwartek, 17 lipca 2014

Użyteczność



W tym moim nowym „okresie raczkowania w samodzielność” dopadała mnie niekiedy jeszcze potrzeba bycia użytecznym dla miejscowej społeczności, jak chociażby wtedy, gdy projektowałem herb powiatu, kiedy ogłoszono na niego konkurs… Herb prosty i zrozumiały, jak sądzę. Drzewo - bo puszcza, korona nad nim - bo dawna królewszczyzna, a szreniawa w korzeniach – bo to herb Lubomirskich, byłych właścicieli Kolbuszowej i okolicy, a także symbol rzeczki, nad którą leży miasto. Słowem: puszcza, rzeka i historia.
Szkic tego projektu pokazuję poniżej.
Ponieważ nikogo i ta moja praca nie zainteresowała, pozostając bez jakiegokolwiek odzewu, dałem sobie wreszcie spokój ze „społeczeństwem” i serio zająłem się sobą.
Zaczęły powstawać pierwsze większe teksty, pierwsze ilustracje / do wierszy mojego przyjaciela z przeworskiej młodości – Mateusza Pieniążka /, pierwsze prace plastyczne traktowane serio, w tym głównie monotypie i ikony, jak zamieszczona tu Matka Boża Nieustającej Pomocy.






niedziela, 6 lipca 2014

Sobie a muzom?



Moja twórczość zawsze była „wielotorowa”, choć nieodmiennie zmierzająca do swoistego - opisania świata. Pisałem, malowałem, rzeźbiłem, a po 1995 roku do tego serwisu wypowiedzi dołączyłem jeszcze metaloplastykę i grafikę. Dwie ostatnie formy wyrazu zaczęły być nawet przez parę lat wiodące. W ogóle trudno jest mi odpowiedzieć jednoznacznie na pytania: „co, czym i dlaczego?”; po prostu „co mi tam w duszy zagrało” to próbowałem i próbuję wyrazić, czasem wysublimowaną formą i techniką, częściej jednak sposobem Janka Muzykanta, czy Antka z archaicznych już, jak i ja sam, opowieści.
„Robiłem sztukę” i robię nie dla popisu i korzyści, a z - „koniecznej potrzeby”. Ten „imperatyw kategoryczny” jest zresztą, jak mi się wydaje, podstawowym warunkiem rzeczywistej sztuki.
Po niezamierzonym a błogosławionym pozbyciu się „pracy etatowej” przez parę lat prawie nie wychodziłem z pracowni, którą urządziłem sobie na strychu domu. Wyrzucałem z siebie na papier, deski i blachy to wszystko, co przez lata stagnacji się tam „zalęgło”…
I dopiero dużo później zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie powinienem się podzielić tym moim „osobistym światem” z innymi. Chociażby przez wzgląd na ewangelizacyjny wydźwięk mojej przemiany, zdecydowanie odwrotnej niż w słynnym opowiadaniu Kafki.
Zacząłem więc brać udział w wystawach i wystawkach, zaczęła zauważać mnie prasa, ale prawdziwym oknem na świat i moją rzeczywistą galerią stał mi się Internet.  










piątek, 4 lipca 2014

Antidotum na beznadzieję



Nie mam zamiaru opisywać destrukcyjno-depresyjnej nudy przełomu dziesięcioleci 80/90. Wyznam, że do dzisiaj ogarnia mnie przerażenie, gdy ją sobie przypomnę.
Pozorowana praca, pozorowany wypoczynek, pozory myśli, pozory pragnień - pozorowane życie… maleńki teatrzyk krasnoludka. Kołowrót bezsensu z dodatkiem całkowitego braku jakiejkolwiek perspektywy, w tym przede wszystkim duchowej.
I kiedy wydawało mi się, że nic już, i nigdy nie potrafi mnie wyrwać z tego zaklętego kręgu wszechogarniającej pustki, Bóg mi zatrzymał chorobą nużące szaleństwo zgrzytliwej codzienności.
Kierat ”zastopował” i wszystko stanęło na głowie; a potem z tej „dezintegracji pozytywnej” nieśmiało zaczęła powstawać nowa wartość.
Rzeczywista WARTOŚĆ.
Coraz większa i większa, bo tym razem oparta o wiarę w Boga i wynikające z Niego „własne możliwości”. Oparta o przekonanie, że trzeba mimo wszystko i wbrew wszystkim - robić swoje.
I tak się dzieje do dzisiaj.
Po tamtym złym czasie pozostało mi wiele drzazg, także w zachowanych tekstach i obrazach.
Sygnalizuję tu Państwu jedynie łagodne „smaczki” przeszłego klimatu, bo doprawdy nie ma się nad czym rozwodzić i robić z bloga żalnika, albo i czegoś znacznie gorszego.
Bóg wysłuchał / i to właściwie wszystko / mojej rozpaczliwej prośby, choć trochę prześmiewczo „pod Okudżawę”, wypowiedzianej w wierszyku z tamtego czasu :

Topię się Panie
I od tylu już zim
Dwa palce
Wytykam z topieli
Zechciejże spojrzeć
Niech choć raz
Dostrzegą je
Twoi anieli

Niech zetrą
Mi z serca i ust
Zimno błękitu
Może wówczas
W zieloności Twojej
Doczekam świtu


Wklejam też „Kołysankę”, pierwszy mój opublikowany linoryt, który wycisza dotychczasowy chaos i jest zapowiedzią porządku w moim świecie.
W kolejnych odcinkach spróbuję opowiedzieć Państwu o pogodnym mozole mojej nowej rzeczywistości, w której wreszcie, rezygnując z codziennego „teatru”, odnalazłem siebie. W której wszystko co dotąd było skutecznie hamowane - nagle wręcz wybuchło, mnie przynosząc radość spełnienia, a innym pożytek.
Jej wyniki można już dziś odnaleźć w sieci, w której jestem obecny od 2006 roku.





sziler.pl

środa, 2 lipca 2014

Pomarzyć zawsze można



Postanowiłem jednak, pro publico bono, upublicznić część moich pomysłów (bo to też twórczość poniekąd) z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku związanych z kolbuszowskim skansenem (Muzeum Kultury Ludowej).
Może kogoś teraz, w „nowej, lepszej rzeczywistości”, zainteresują te szkice nieobjęte przecież prawem autorskim i, po koniecznych poprawkach, których mnie się już nie chce robić (bo i po co?), uda się wreszcie coś … 





sziler.pl

wtorek, 1 lipca 2014

W on czas



W czasie, powiedzmy, muzealnym dla mnie, Kolbuszowa była ponurym socjalistycznym miasteczkiem, co najpełniej chyba oddają moje ówczesne papiery listowe. Nagłówek jednego z nich tutaj zamieszczam. Zajmowałem się wtedy również projektowaniem, oczywiście gratis („bo jakoś tak już mam…”) dla różnych instytucji. Dla przykładu wyciągam z mojej szuflady poniższe: logo dla kolbuszowskiego LO i jedną z okładek serii regionalnych książek wydawanych przez tutejszą bibliotekę, oraz szkic do plakatu dla PTAN przy UJ…
Gwiazdką nadziei w tych i innych, dość bezsensownych dla mnie działaniach, były moje efemeryczne jeszcze wtedy zainteresowania religią. Dlatego ten odcinek bloga zamykam pierwszym swoim linorytem o tej tematyce.