wtorek, 12 sierpnia 2014

Stukanie po blasze

Jak opowiedzieć sensownie o repuserstwie nie używając nazw, które wywołują jedynie zniechęcenie u niewtajemniczonych?
Tego właśnie nie wiem, ale spróbuję…
Repuserstwem zainteresowałem się poprzez gruzińską czekankę, która w niegdysiejszym czasie pojawiała się czasami w „Cepelii” i „Desie”. Zaciekawiły mnie te wschodnie możliwości zdobienia najzwyklejszej blachy, wykorzystywanej powszechnie jedynie w prymitywny sposób, choćby do zwijania wiader, czy wyginania banalnych karoserii samochodów.
W czekankach zobaczyłem tę samą „miłość” do materiału, jaką rzeźbiarz dostrzega w drewnie albo kamieniu… W dodatku w Polsce była to wtedy „pełna egzotyka”, bo ani przez myśl mi nie przeszło, że myśmy również kiedyś tam tworzyli w taki sam sposób i to prawdziwie wielkie dzieła…No bo skąd?
A potem była zapewne przerwa na refleksję, aż do momentu kiedy zobaczyłem zdjęcie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej w całym Jej pięknie, czyli również w nieodłącznej metalowej sukience.
Że zachwyciłem się wówczas, to oczywiste, bo jak się nie zachwycić Pięknem raz i na wieki? Po czym już nikt /czyli żaden tak zwany „historyk sztuki”/ nie był w stanie mnie przekonać, że „goła” Matka Boża jest wspanialszym „dziełem sztuki” niż Ta „niesmacznie ubrana”. „Bez gustu i ludowo”…
A potem poczytałem sobie o działaniach naszych okupantów w czasach zaborów, tych co to rozwalali starożytne mury przez wieki chroniące nasze miasta, jak Kraków czy Przeworsk i rabujących w „imię konieczności”: złoto, srebro, brąz, a przede wszystkim miedź z naszych kościołów… I zrozumiałem na czym polega ta lansowana wtedy i później kontynuacja „nowoczesnego smaku”.
Zrozumiałem i całkiem prywatnie już - powróciłem do „egzotyki” i „złego smaku” , które są dawną normalnością…
O tym powrocie może kiedyś opowiem bliżej, choć już wiele razy o tym wspominałem.
Co do samego „stukania”, które jest w tytule, to odpowiednio przyciętą blachę kładę na - jak to się mówi - „odpowiednim podłożu” i stukam po niej metalowym rylcem, w który uderzam młotkiem, jak na zdjęciu poniżej.
 Podłoże stanowi kilkunastocentymetrowy stabilny złom stalowy, który wyścielam „odpowiednim” podkładem, zależnym od zamierzonego efektu. Są więc nimi na przykład: linoleum, guma, drewno albo ołów, kiedy chce się uzyskać ostry kontur wzoru.
Blachę z naniesionym uprzednio rysunkiem odpowiednio się „opracowuje”, czyli uderza w nią tam, gdzie uderzać się powinno.
Najpierw zarysowuje się kontury rysunku. Punktowymi uderzeniami albo liniowymi. Na co pozwalają odpowiednie narzędzia wykonane ze stali: punktaki albo przecinaki.
 Trzeba je umiejętnie prowadzić i w tym ich prowadzeniu streszcza się cała istota „wykuwania”. Ale tę podstawową umiejętność zdobywa się niestety w miarę upływu czasu.
Po ustaleniu konturów dzieła podwyższa się i opuszcza rysunek. W tym drugim przypadku najczęściej obniża się tło. Reasumując: stuka się albo w jedną albo w drugą stronę blachy. „Opuszczenie tła” uzyskuje się stukając z prawej strony rysunku w pobliżu konturu, a podwyższenie rysunku uderzając z lewej strony w sam rysunek.
To „walenie” w rysunek odbywa się najczęściej jednak przy użyciu subtelniejszych narzędzi niż te wcześniejsze,wykonane ze stali. Ja czasami wykorzystuję wtedy "narządka" wykonane z rogu jelenia…
O cyzelowaniu, szlifowaniu, oksydowaniu, barwieniu i puncowaniu opowiem w przyszłości. 

http://sziler.pl/statyczne/48



 

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna